Dania → Wyspy Owcze – Slættaratindur

Jeszcze niedawno myślałam, że w Europie nie ma już nic, co by mnie zachwyciło 😉 bo co mogłoby robić wrażenie, jeżeli widziało się zielone łąki Irlandii, renesansową architekturę Rzymu, przepych Monako czy dzikie bezdroża Uralu Subpolarnego.
A jednak! Na maleńkiej wyspie pomiędzy Szetlandami, a Islandią zobaczymy takie krajobrazy, które potrafią powalić nas na kolana. Wszystko to osnute mrocznymi i smutnymi legendami o wiedźmach, olbrzymach, elfach i …fokach;)…
Na Wyspy Owcze mamy lot z międzylądowaniem w Kopenhadze i możliwość wieczornego zwiedzania miasta. Polecamy zajrzeć do Wolnego Miasta Cristiania, czyli niezależnej od miasta dzielnicy ;D, tutaj więcej pisać nie będę, to trzeba zobaczyć 😉

Lot mamy o świcie, a przy lądowaniu podziwiamy wyłaniające się klify Wysp Owczych. Wyspy Owcze mają jeden port lotniczy na wyspie Vágar i jedną linię lotniczą Atlantic Airways liczącą 10 samolotów.

Od razu po wylądowaniu i odebraniu auta jedziemy pod najwyższy szczyt Wysp Owczych, czyli pod Slættaratindur (880 m n.p.m.), który znajduje się na Wyspie Eysturoy. Z tej wyspy możemy też po drodze podziwiać wodospad Fossá na wyspie Streymoy. Trasa na szczyt jest łatwa i nie powinna przysparzać żadnych kłopotów, jedynym problemem mogą być złe warunki pogodowe, które ograniczą widoczność. Niestety podziwianie widoków ze szczytu nie jest nam dane (ale o to w ogóle tutaj nie łatwo ;)).

Po zejściu udajemy się jeszcze w jedno ciekawe miejsce, które oferuje wyspa Eysturoy, mianowicie do miejscowości Gjógv, która słynie z wąwozu wypełnionego wodą. Tam mamy okazję podziwiać zjazdy do wąwozu;) Następnie udajemy się w kierunku naszego noclegu, który zarezerwowaliśmy w stolicy Wysp Owczych, w Tórshavn. Gdy opuszczamy wyspę Eysturoy i wkraczamy na wyspę Streymoy skręcamy w prawo aby zobaczyć z bliska wodospad Fossá i podjechać jeszcze na chwilę do miejscowości Saksun, w której znajduje się Dúvugarðar, Jest to farma sprzed XVII wieku umiejscowiona oczywiście w otoczeniu malowniczego krajobrazu.

Tórshavn w którym nocujemy, jest pięknym miastem. Nazwa oznacza po duńsku Port Thora, nordyckiego boga burz i piorunów. Stare miasto wygląda jak z bajki 😉 W restauracjach jest drogo, ale przecież trzeba spróbować baraniny;) W lokalach na starym mieście należałoby z wyprzedzeniem zarezerwować stolik.

Niedaleko Tórshavn jest miasteczko Kirkjubøur, w którym posadowiona jest drewniana chata rybacka będąca najstarszym, stale zamieszkałym budynkiem z drewna na świecie. Opłaca się zajrzeć również do Kościoła św. Olafa, aby zobaczyć ekspresyjny obraz (na ołtarzu) Trondura Paturssona. Tak nam minął pierwszy dzień.

Na drugi dzień zaplanowaliśmy wycieczkę na wyspę Kalsoy. Na wyspę dostać się można za pomocą promu, który kursuje regularnie od wiosek Húsar i Syðradalur do Klaksvíku.

> Rozkład promów <

My wypływaliśmy z Klaksvíku. Polecamy przyjechać wcześniej, a nie na styk z czasem podanym na rozkładzie, bo możecie się po prostu nie załapać, dodatkowo w weekendy prom kursuje rzadziej.

Przyznaję, że ta wyspa stała się moim faworytem. To właśnie tam znalazłam miejsce, które mogę uplasować w czołówce najpiękniejszych miejsc w Europie.
Na wyspie są dwa piękne punkty, pierwszy to posąg Selkie (Kópakonan) w miejscowości Mikladalur. Rzeźba przedstawia kobietę fokę wychodzącą z morza. Z postacią Selkie związana jest mroczna i smutna legenda, która potrafi wpłynąć na nastrój podczas zwiedzania wyspy.

Mówi się, że foki były kiedyś ludźmi, którzy odebrali sobie życie, tonąc w morzu. Tylko raz w roku mogli wyjść na brzeg, i zrzucić focze skóry. Zamieniali się wtedy w ludzi i spędzali noc na tańcu i zabawie. Pewnego razu młody rybak mieszkający w Mikladalur poszedł w nocy na plażę popatrzeć jak tańczą. Zobaczył tam bardzo piękną dziewczynę i od razu się zakochał. Żeby zatrzymać ją na lądzie, ukrył jej foczą skórę. Gdy nadszedł dzień, Selkie nie mogła ona znaleźć swojej skóry. Wyczuła za to jej, podeszła do młodzieńca i prosiła go, żeby ją oddał. On jednak nie uczynił tego, lecz zmusił ją, żeby za niego wyszła. Żyli ze sobą przez klika lat i mieli kilkoro dzieci. Przez cały ten czas focza skóra była ukryta w zamkniętej na klucz skrzyni.
Pewnego razu, gdy mężczyzna wypłynął na połów ryb, zorientował się, że nie zabrał ze sobą klucza. Co sił wiosłował do brzegu, ale było już za późno. Jego żona odnalazła swoją skórę i wróciła do morza, porzucając swoją rodzinę. Tam spotkała swojego partnera, który czekał na nią przez wiele lat i odpłynęli razem w głąb morza. Gdy później dzieci mężczyzny schodziły na brzeg, w pobliżu pojawiała się foka, która je obserwowała. Wielu myślało, że to może być ich matka.
Tak minęły kolejne lata. Pewnego dnia mieszkańcy Mikladalur postanowili wybrać się do pieczar i zapolować na mieszkające tam foki. Noc przed wypłynięciem mężczyźnie przyśniła się jego żona. Prosiła go, żeby nie zabijał samca znajdującego się przed jaskinią i dwóch młodych wewnątrz, ponieważ to jej mąż i dwóch synów.
Rybak nie zwrócił uwagi na ten sen i popłynął ze wszystkimi. W czasie polowania mężczyźni zabijali wszystkie foki, na które się natknęli. Po powrocie do miasta łupy podzielono, a rybak dostał w przydziale samca i płetwy młodych.
Wieczorem, gdy mięso zostało już wrzucone do garnka, w domu mężczyzny pojawiła się Selkie pod postacią strasznego trolla. Wyczuła jedzenie i zapłakała, bo poznała, że to jej mąż oraz dzieci. Powiedziała, że teraz nadszedł czas zemsty na ludziach z Mikladalur. Jedni zginą spadając z klifów, inni zginą w morzu. Będzie się tak działo, dopóki nie będzie tylu martwych, aż nie będą w stanie trzymając się za ręce otoczyć wyspy Kalsoy.
Po tych słowach zniknęła i nikt już jej nigdy nie widział. Po dziś dzień od czasu do czasu mieszkańcy Mikladaluru giną, spadając z klifów lub tonąc w morz.

Drugie miejsce to Latarnia Kallur. Aby do niej dojść, musimy dojechać na sam koniec wyspy, do miejscowości Trøllanes. Jest tutaj darmowy mały parking. Stamtąd ścieżką dochodzimy do bramki i wydeptanym szlakiem po ok. 45 minutach jesteśmy przy latarni. Miejsce to jest niezwykłe. Przestrzeń, zielone łąki oraz klify tworzą miejsce unikatowe. Fenomenalne miejsce na Wyspach, ale chyba też w Europie. Na wyspę Kalsoy musimy zarezerwować cały dzień, warto!

Ostatni trzeci dzień na wyspie to dzień naszego wylotu. Rano jednak zaplanowaliśmy zwiedzić wyspę Vágar, na której znajduje się lotnisko. Gásadalur to maleńka miejscowość na wschodzie wyspy z pięknym wodospadem Múlafossur. Po drodze podziwiać możemy Tindhólmur, czyli niewielką, niezamieszkałą wysepkę z pięcioma szczytami Ytsti, Arni, Lítli, Breiði, Bogdi (Najdalszy, Orzeł, Mały, Szeroki, Pochylony). Oczywiście legenda, która wiąże się z wyspą Tindhólmur, jest równie smutna co z wyspą Kalsoy.

Jak głosi legenda, tragedia zdarzyła się pod nieobecność męża kiedy to mieszkający wśród szczytów orzeł porwał dziecko. Kiedy matka wdrapała się do gniazda, odnalazła je oślepione i na wpółżywe. Od tego momentu nikt już na wyspie nie zamieszkał.

Ostatnim punktem naszego pobytu na Wyspach Owczych była Ściana Niewolników (Trælanípa). Jest to klif o wysokości 148 metrów. Nieopodal znajduje się 30 – metrowy wodospad Bøsdalafossur. Warto się przejść, chociaż wejście jest dość drogie. Przy wejściu widać również Trøllkonufingur, jest to Palec Wiedźmy z którym również jest związana ciekawa historia.

Mimo wysokich cen i deszczowej pogody (średnia liczba dni deszczowych w roku wynosi 209) świetnym pomysłem jest wybrać się na Wyspy Owcze. Nieskażona natura i wszechobecne morze oraz specyficzny krajobraz bez drzew (ze względu na silny wiatr jedyne drzewa na archipelagu to sztuczne nasadzenia w miastach) z przepięknymi górami, odizolowane społeczeństwo, wszystko to dają niesamowite wrażenia.

________________________________________________________________________________________

  • Czego nie zrobiliśmy z braku czasu?
    Niestety nie dostaliśmy się na wyspę mykines (najdalej na wschód wysunięta wyspa całego archipelagu), aby podejrzeć Maskonury;( dobrze jest przespacerować się po wyspie, aby dojść na jej wschodni półwysep i dojść do latarni morskiej Hólmur.
  • Czego warto spróbować, będąc na Wyspach Owczych?
    Oczywiście baraniny😉 i regionalnego piwa Föroya Bjór.
    Föroya Bjór jest najstarszym browarem na Wyspach Owczych z siedzibą w Klaksvík. Nazwa z farerskiego oznacza dosłownie Piwo Wysp Owczych.
  • Warto wiedzieć…
    Mieszkańcy wysp są dość specyficzni 😉 raczej chłodni i mało elastyczni. Wszystko ma swoje miejsce, więc nie próbujcie np. książki położyć na innej półce niż była wcześniej 😉 nie umknie to uwadze gospodarzy i na pewno spotkacie się z uwagą i prośbą o odłożenie jej na poprzednie miejsce.
    Na Wyspach Owczych w każdej nawet najmniejszej miejscowości jest toaleta, ale warto zaopatrzyć się we własne kanapki, bo z restauracjami czy sklepami już jest trochę gorzej.