Maglić: wysokość 2386 m n.p.m. Szczyt w paśmie Gór Dynarskich. Znajdujący się na terenie Parku Narodowego Sutjeska.
Do Tjentište, bo tak nazywa się miejscowość w Bośni, która leży u stóp najwyższego szczytu tego kraju, docieramy w środku nocy…jak zwykle 😉 Za nami długa droga, na Zlą Kolatę w Czarnogórze i około 6 godzin jazdy. Podjeżdżamy na pole namiotowe i rozbijamy obóz. Jest nieprzyjemnie, siąpi deszcz i jest zimno, ale warunki na polu namiotowym całkiem niezłe – jest wiata z grillem oraz nie najgorszy sanitariaty (ciepła woda).
Lokalizacja pola namiotowego w Tjentište:
Kładziemy się spać, bo z samego rana trzeba znów ruszyć na szlak. Nad ranem okazuje się, że trudy ostatnich dni dały się we znaki całej ekipie i nikt specjalnie nie kwapi się, żeby ruszyć zdobywać Maglić. Zostaje nas tylko dwójka na placu boju – ja i Janek. Wsiadamy w samochód i ruszamy w stronę góry. Po drodze strażnik pobiera od nas myto wysokości 5 euro za wjazd na teren parku. Droga pełna dziur i kolein, aż cud, że bez większych problemów udaje nam się dojechać naszym autem. Co prawda kilka kilometrów drogi do parkingu pokonujemy w około półtorej godziny!!!, ważne jednak, że z pełnym sukcesem.
Parking pod górą Maglić:
Przed rozpoczęciem marszu ustalamy, że robimy górę na szybko, bo wszyscy czekają na dole i impreza i w ogóle 😉 Początkowo droga prowadzi lasem, później kosówką, aż w końcu robi się bardziej stromo i pojawiają się pierwsze sztuczne ułatwienia w postaci stalowych lin. Ich stan techniczny pozostawia wiele do życzenia. Trzeba uważać czego się łapiecie, bo akurat ten fragment liny może nie być zakotwiony do niczego, bądź odchodzi od skały razem z kotwą. Przy podejściu akurat korzystnie z ułatwień jest zbędne. Bardziej pomagają w zejściu, gdyż na sypkim podłożu łatwo stracić równowagę.
Tymczasem w obozie:
Leżą, opalają się i chłodzą arbuza i piwko w zimnej rzece…
Szybko zdobywamy wysokość i dochodzimy na grań. Z tego miejsca szczyt jest już bardzo dobrze widoczny. Kilka minut i osiągamy cel naszej wędrówki. Cała droga zajmuje nam około 2 godzin (Janek byłby pewnie kilkanaście minut wcześniej, ale zaczekał aż doczłapię). Na szczycie serbska flaga, ponieważ jest to Republika Serbska – jedna z dwóch części składowych Bośni i Hercegowiny (drugą jest Federacja Bośni i Hercegowiny). Status tego państwa jest w ogóle lekko skomplikowany, ale o tym nie tutaj… Droga powrotna do samochodu zajmuje nam około 1h15min.
Dojazd do pola namiotowego około półtorej godziny. Postanawiamy, że zostajemy w Bośni do jutra – w końcu po tylu dniach wysiłku i niedoboru snu, należy się nam odpoczynek. Robimy zakupy w lokalnym sklepie i planujemy grilla. Kiedy chcemy pożyczyć siekierę od grillujących po sąsiedzku Serbów, zostajemy zaproszeni na wspólną imprezę, co kończy się tym, że obraz tego popołudnia jest dla mnie nieco zamglony, a wieczór pozostaje zagadką. Mimo że nikt z goszczących nas Serbów nie mówił zbyt dobrze po angielsku, udaje nam się porozmawiać na kilka ciekawych tematów. Zależy im bardzo, abyśmy dobrze czuli się w ich kraju i przekazywali innym jak gościnni i przyjaźnie nastawieni do turystów są ludzie zamieszkujący Półwysep Bałkański. Potwierdzamy – Bałkany są w 100% bezpieczne, a ludzie tutaj cudowni. Według planu następnego dnia rano mieliśmy wyruszyć w dalszą drogę, jednak dość dotkliwie odczuwamy skutki wczorajszego wieczora. Niespiesznie zwijamy obóz i koło południa ruszamy w stronę Chorwacji, po drodze zahaczając o pomnik wojenny w Tjentiste.
Monument ten uznawany jest za jeden z najpiękniejszych pomników II wojny światowej jakie spotkać można na terenach krajów byłej Jugosławii. Wzdłuż drogi straszą znaki z trupimi czachami i napisem MINY, więc lepiej nie zatrzymywać się w niepewnych miejscach, a tym bardziej nie zapuszczać w krzaczory. Dzisiaj mamy w planach zwiedzanie Dubrownika i znalezienie miejsca na obóz gdzieś za miastem. Pierwotnie mieliśmy jeszcze w planach zdobycie najwyższego szczytu Chrowacji, ale po tylu dniach wysiłku postanawiamy wylegiwać się dwa dni nad morzem. Camping Prapratno to dobre miejsce na taki odpoczynek. I tak nasza bałkańska przygoda dobiega końca. Za nami ponad 4 tys. kilometrów i zaliczone 7 szczytów z projektu Korona Europy. Odwiedziliśmy Węgry, Serbię, Macedonię, Kosowo, Czarnogórę i Bośnię i Hercegowinę. Bałkany nas urzekły, z pewnością tu jeszcze wrócimy.
Jeszcze parę fotek z leniwej Chorwacji 😉